Piątkowa premiera „Cyganerii” Pucciniego to jedno z najważniejszych wydarzeń sezonu w Operze i Filharmonii Podlaskiej. Klasyczna inscenizacja tej jednej z najczęściej wystawianych oper na świecie w reżyserii Marii Sartovej i w wykonaniu najlepszych polskich solistów przyjęta została owacją na stojąco.

Białostocka produkcja jest niezwykle efektowna, a jej mocnymi stronami są scenografia, kostiumy i przede wszystkim kunszt wokalny śpiewaków. Reżyserka spektaklu osadza historię miłości głównych bohaterów w Paryżu w okresie dwudziestolecia międzywojennego, choć akcja opery w koncepcji samego kompozytora, jak i twórców libretta (Luigiego Illicy i Giuseppe Giacosy) rozgrywa się stulecie wcześniej, około 1830 roku.

To uwspółcześnienie motywowane jest chęcią ukazania epoki największego rozkwitu sztuki, w tym kina niemego i kabaretu. W latach 30-tych ubiegłego wieku bohema artystyczna złożona głównie z przebywających w Paryżu obcokrajowców zamieszkiwała dzielnicę Montparnasse. Życie malarzy, rzeźbiarzy i grafików należących do nieformalnej grupy, zwanej École de Paris, skupione było wokół powystawowego budynku La Ruche, gdzie mieszkali i tworzyli m.in. Marc Chagall, Mojżesz Kisling czy Amedeo Modigliani. To artyści, których w większości przypadków nie mogli sobie pozwolić na studia w prestiżowej École des Beaux-Arts, jednak posiadali na tyle dużo życiowej energii, talentu i chęci tworzenia, aby w oparciu o twórczość postimpresjonistów, idąc jednak własną drogą, stworzyć mit cyganerii artystycznej, do dziś pobudzający wyobraźnię twórców.

Fabuła „Cyganerii” rozpoczyna się w atelier Rodolfo i Marcella, gdzie głodni i przemarznięci artyści palą rękopis dramatu Rodolfo, aby się ogrzać. Odwiedzają ich przyjaciele – Colline i Schaunard, którzy za pieniądze zaoszczędzone na czynszu proponują wyjście do kawiarni Momus. Rodolfo w samotności pracuje nad artykułem, gdy u jego drzwi zjawia się hafciarka Mimi, która przychodzi po ogień do świecy, co daje początek wielkiej, ale nieszczęśliwej miłości. Równolegle śledzimy losy drugiej pary zakochanych – malarza Marcello i Musetty, pełnej temperamentu kokietki.

W scenografii w wykonaniu Mariusza Napierały widać dążenie do realizmu. Wyraźne są również pewne podobieństwa do produkcji Deutsche Oper Berlin w reżyserii Götza Friedricha, co jednak zupełnie nie przeszkadza w odbiorze, bowiem berlińska inscenizacja jest jednym z najpiękniejszych spektakli, jakie widziałam. Zarówno pracownia malarska, w której rozpoczyna się i kończy dramatyczna historia miłosna, jak i przestrzeń kawiarni Momus czy ulica przed wejściem do tawerny, w której mieszka Marcello i którego odwiedza pragnąca zwierzyć mu się ze swych problemów z Rodolfo Mimi, są bardzo efektowne. Szczególne wrażenie robi płynna zmiana scenografii w akcie I, gdy Rodolfo i Mimi całują się śpiewając o nowo odnalezionej miłości, a za chwilę znajdujemy się przed kawiarnią i poznajemy wybrankę Marcella – Musettę, która stara się odzyskać miłość malarza, porzuconego wcześniej dla bogatego kochanka.  Dbałość o szczegóły widoczna jest na każdym kroku i sprawia, że widz całkowicie identyfikuje się z przedstawianą historią. Jej tragiczny finał ukazuje wyniszczoną przez chorobę Mimi, umierającą na oczach ukochanego i przyjaciół.

Premierowe przedstawienie „Cyganerii” w Białymstoku to jednak przede wszystkim prawdziwa uczta wokalna i aktorska. Role grupy przyjaciół i ich ukochanych powierzono młodym, bardzo zdolnym solistom, co sprawiło, że spektakl z początku emanował energią, atmosferą beztroski i życia chwilą, by później zmienić się w przejmujący dramat.

Iwona Sobotka, która debiutowała w roli Mimi, stworzyła przejmującą kreację. Spośród polskich sopranistek, które miałam przyjemność słuchać w tej partii, Sobotka jest zdecydowanie najlepsza. Kariera tej śpiewaczki nabiera niesamowitego tempa i wydaje się, że już niedługo jej występy na krajowych scenach będą rzadkością. Śpiewaczka zachwyciła swoim ciepłym, elastycznym głosem i z wielką łatwością oddając emocje targające jej bohaterką, doprowadziła publikę w IV akcie do łez. Wykonawca partii Rodolfo – Andrzej Lampert to tenor, który w spektaklach zawsze stara się dać z siebie wszystko zarówno pod względem wokalnym, jak i w interpretacji danej postaci i widać bardzo szybki rozwój jego umiejętności. Partię Marcella zaśpiewał jeden z najbardziej obiecujących głosów młodego pokolenia – Szymon Komasa, który dysponuje głębokim, donośnym i i pięknie brzmiącym barytonem. Ewa Vesin w roli Musetty już samym kostiumem w postaci podkreślającej kształty czerwonej sukni miała bardzo efektowne wejście, ale jej kreacja wokalna i aktorska niezmiernie wiarygodnie kreują postać wodzącej za nos mężczyzn femme fatale. W czwartym akcie Vesin pokazuje inne oblicze Musetty, dbającej o to, by kupić leki dla umierającej. Dobre role stworzyli również wykonawcy ról epizodycznych – Wojtek Gierlach jako Colline, Patryk Rymanowski (Schaunard), Grzegorz Szostak jako gospodarz kamienicy Benoit czy kochanek Musetty Alcindoro.

Orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej pod batutą Grzegorza Berniaka brzmiała stanowczo za głośno, skutecznie zagłuszając piękne głosy śpiewaków. Dyrygent jakby zrezygnował z finezji muzyki Pucciniego i dominował nad solistami, a nie towarzyszył wykonawcom na scenie. Mimo tych niedoskonałości, które zapewne w kolejnych przedstawieniach zostaną zniwelowane, „Cyganeria” jest bardzo udaną pozycją repertuaru białostockiego teatru operowego.

Log in with your credentials

Forgot your details?